Przed nami czwarta już niedziela tegorocznego adwentu. Chciałoby się powiedzieć – kiedy to zleciało? Niedawno w pełni korzystaliśmy z pięknej słonecznej pogody wylegując się na plaży, a dziś śmiało możemy pójść ulepić bałwana (przynajmniej u mnie). Mijając zaśnieżone ulice pomyślałem sobie, że z naszym życiem jest jak z porami roku. Miewamy naszą życiową wiosnę, w której rozkwitamy i dajemy z siebie wszystko co najlepsze. Cały otaczający nas świat obdarzamy pogodnym uśmiechem, radością i miłością płynącą prosto z serca. Później przychodzi lato, które wzmacnia te uczucia. Pozwala nam odkrywać nowe, nieznane rzeczy, miejsca i zakamarki naszej duszy. Niestety wszystko co dobre nie trwa wiecznie, dlatego też pojawia się zwątpienie – jesień. Opadamy z sił, szukamy celu naszej życiowej wędrówki, czasem nawet lekko gnijemy wewnętrznie. Skupmy się dziś jednak na ostatniej porze roku – zimie. Co prawda, zawita do nas dopiero za tydzień, jednakże bez wątpienia za oknami już się u nas zadomowiła. Zima łączy ze sobą wiosnę i jesień naszego życia. Gdy spadnie śnieg, cieszymy się z niego obrzucając się kulkami, jeżdżąc na sankach, nartach. Żyjemy wtedy pełnią tego, co nam ta aura dała. Natomiast gdy nadejdą roztopy, wchodzimy znów w bagienko życia, nie wychodzimy z domu ze strachu przed złapaniem choroby, czy po prostu od niechcenia. Tak samo jak z naszą wiarą. Ile razy mieliśmy takie wzloty i upadki? Kilka tygodni żyliśmy z Chrystusem. Spełnialiśmy jego przykazania, miłowaliśmy bliźnich, ograniczaliśmy, bądź eliminowaliśmy całkiem grzech z naszego życia i cieszyliśmy się Nim przebywającym w Nas. Ta siła i radość z jego przebywania w naszym ciele jest nie do opisania ale jestem pewny, że każdy z was ją kiedyś czuł. Jednak gdy znowu zaczniemy żyć po swojemu, gdy zły znowu nas złapie w swoje sidła, zaczynamy na nowo wchodzić po kostki w grzech i zamykamy się w ciemności.
Jak odgonić ten jesienny mrok z naszego życia i zamienić go w piękną rozkwitającą wiosnę?
Wystarczy zapalić światło. Proste, nieprawdaż?
Najważniejsze jednak, żeby to było Światło Chrystusa. On nam rozświetli mroczne zakamarki naszych serc. My musimy jedynie te światło podtrzymywać.
Tak jak przy Chrzcie Świętym, ksiądz wypowiada słowa :
„Przyjmijcie światło Chrystusa. Podtrzymywanie tego światła powierza się wam, rodzice i chrzestni, aby wasze dzieci, oświecone przez Chrystusa, postępowały zawsze jak dzieci światłości, a trwając w wierze, mogły wyjść na spotkanie przychodzącego Pana razem z wszystkimi świętymi w niebie.”
Pamiętajmy szczególnie w tym okresie nadchodzących świąt Bożego narodzenia, że pierwszymi ludźmi, którym powierzono myśli dania nam tego światła, są nasi rodzice i chrzestni. Podziękujmy im za to nawet, jeśli znamy ich tylko z widzenia. Na pewno nie są to dla nas ludzie całkiem obcy (chociaż i tak się zdarza).
Teraz, w dorosłości szukajmy światła Chrystusa i podtrzymujmy je przez modlitwę, czytanie Pisma Świętego i wypełnianie jego przykazań.
Owo światło ma nam rozświetlać naszą drogę i duszę oraz ratuje nas od śmierci. Pisze o tym sam Hiob:
„ocalił mi życie od zejścia do grobu, moje życie ogląda światło.” Hi, 28.
Hiob wiele w życiu wycierpiał, na pewno znacie jego historię. Czy mimo jego „zimy stulecia” pozwolił, aby świeca, którą Bóg nad nim trzymał zgasła? Historia Hioba jest historią wielu z nas, dlatego polecam wam ją przeczytać jeszcze raz i jeszcze raz i kolejny raz gdy upadniemy.
Życzę wam, aby w Waszych sercach pojawiła się wiosna, a po niej lato trwające aż do końca świata. 🙂