Dziś zaczynamy przeżywanie najważniejszych świąt w roku. To zaskakujące, ponieważ twierdzę tak dopiero drugi raz, bo drugi raz będę w tych świętach faktycznie uczestniczył.
Bardzo ciekawym jest jak człowiek żyjący z dala od Jezusa patrzy na święta, a jak patrzy na nie człowiek starający się być blisko niego. Nie ukrywam, że ten dzisiejszy wpis powstał przez inny wpis – ten na instargramie, w którym krótko napisałem jak to byłem pierwszy raz na mszy wieczerzy Pańskiej… Chciałbym się tym z Wami podzielić.
Podzielić się tym, jak to dorosły facet poszedł do przyjaciela na imprezę.
Dwa lata temu, gdy Pan mnie zaczął ogarniać, poczułem silną chęć przeżycia Triduum paschalnego. Niestety, o tym jak to całe misterium wygląda słyszałem z opowiadań znajomych, lub krótkich urywek oglądanych kiedyś w internecie, czy w telewizji. Postanowiłem pójść do bliskiego mi w tamtym (jak i w obecnym) czasie kościoła, który prowadzą ojcowie Jezuici. Cóż, msza jak to msza, o co tyle krzyku? Ciekawe, kilka osób w różnym wieku, miska, mycie nóg. Ciekawe. Msza toczy się dalej. Ewangelia, czytania, komunia –
o, przeniesienie Pana Jezusa do ciemnicy. Nowość, tego nie grali. Cisza. Jedni wychodzą, drudzy zostają, trzeci przychodzą. No i ja. Stoję, czekam na jakąś akcję i nic.
Zastanawiam się w sercu – Kiedy to się skończy? Będzie jakieś błogosławieństwo, czy może dopiero się zacznie? Po kilku minutach wyszedł ksiądz i przekazał ogłoszenia dotyczące Liturgii Wielkiego Piątku oraz godzin adoracji i czuwania. Czyli koniec – pomyślałem, to idę. W tym momencie postanowiłem jednak zostać i poczekać na koniec ogłoszeń i wtedy usłyszałem słowa, dzięki którym wiem jak przeżywać ten okres. Jestem pewny, że sam Pan Jezus mówił je do mnie ustami kapłana, a słowa brzmiały tak:
Dziś spotkaliśmy się z Panem Jezusem na wieczerzy. Przyszliśmy do przyjaciela, który chce z nami ucztować ten ostatni raz. Przyszliśmy na imprezę napić się i najeść. Teraz pójdziemy czuwać z nim, bo przecież nie zostawimy przyjaciela w potrzebie. Jutro przyjdziemy na Liturgię rozważać i towarzyszyć naszemu przyjacielowi w drodze krzyżowej, bo przecież za przyjacielem pójdziemy nawet na śmierć. W wielką sobotę będziemy czuwać i oczekiwać, aby później cieszyć się z jego ponownego spotkania.
Tak właśnie traktuję Triduum paschalne, jako towarzyszenie mojemu przyjacielowi, mojemu Bogu w jego ostatnich chwilach.
To niebywałe, że dzisiejszą mszą rozpoczniemy trzydniowe nabożeństwo. Dzisiejszym znakiem krzyża, który uczynimy na początku mszy rozpoczniemy najdłuższą mszę/liturgię w roku, a kolejny taki uczynimy dopiero podczas rezurekcji, kiedy to kapłan pobłogosławi nas Najświętszym sakramentem. O ile możemy, to trwajmy przy Jezusie w ciągu tych dni na tyle ile potrafimy. Wiadomo, praca, obowiązki. Niestety sam nie mogę wziąć jutro wolnego przez co pozostaje mi chwilowe czuwanie przez transmisję internetową i modlitwa podczas pracy. Tutaj też chcę się z wami podzielić pewną ciekawą sytuacją.
Koleżanka w zeszłym roku, w Wielki Piątek chodziła przygnębiona. Co się stało? – pytam z uśmiechem.
– No bo wiesz… Wielki Piątek… Jezus umarł…
– Jak umarł, przecież zmartwychwstał.
– Nie, jeszcze nie zmartwychwstał.
– No co Ty gadasz, zmartwychwstał jakieś 2000 lat temu!
Dobrze wiemy, że Pan Jezus zmartwychwstał i jutro ponownie nie umrze – to pamiątka, to czas dla nas na refleksję i zastanowienie się nad życiem, wiarą.
Dziś, jutro, czy w sobotę będziemy czcili Jezusa zmartwychwstałego, obchodząc pamiątkę jego męczeńskiej śmierci. Pamiętajmy o tym, bo On zmartwychwstał
i ta informacja, którą będziemy w niedzielę czytać na instagramach, telewizjach czy internetach – Alleluja! Zmartwychwstał! Nie jest dla nas niczym nowym, bo dobrze wiemy, że zmartwychwstał! 🙂
Życzę wam Błogosławionych świąt Wielkanocnych. Niech te dni upłyną nam pod znakiem modlitwy, miłości i radości z faktu, że dzięki śmierci i zmartwychwstaniu Pana Jezusa i my mamy szansę na zmartwychwstanie i życie wieczne.