Pewnego pięknego letniego dnia kolega z pracy powiedział mi zdanie, które wtedy brzmiało dla mnie bardziej jak żart, niż fakt. – Oluś, jak byłem w Twoim wieku to urodził mi się syn. Nie minęły dwa lata, a on już poszedł na studia, a mi stuknęło 40. Rok później, gdy miałem już 50 mówiłem sobie, że a gdzie tam 60, a nie zdążyłem nawet się obrócić, a tu 60. Pamiętaj, po 30tce czas przyśpiesza o sto procent.
Na szczęście do 30tki jeszcze dwa lata ale patrząc na to jak zeszły rok uciekł przez palce powoli zaczynam czuć ten starczy ból pleców… 😉
Początek Nowego roku to idealny czas do podsumowania swoich osiągnięć i sporządzenia obszernej listy planów na najbliższe dwanaście miesięcy. – Tak przynajmniej możemy usłyszeć w telewizji, czy internecie od „coachów”, czy innych trenerów personalnych. Pewnie mają w tym wszystkim rację tylko moim zdaniem takie wywiady powinny być powtarzane co miesiąc, bo dla większości koniec postanowień zaczyna się z początkiem nowego miesiąca.
Pewnie wielu z Was coś sobie postanowiło, lub wyznaczyło sobie jakiś cel. Ja – jak co roku – chciałbym trochę schudnąć i zacząć znowu ćwiczyć (piszę to jedząc pierniczki w czekoladzie, ale od wtorku już koniec!), ale oprócz tych „standardowych” postanowień do głowy zaczęły mi przychodzić pomysły, które już kiedyś miałem, ale brakowało mi odwagi do ich realizacji. Zauważmy, że zdecydowana większość postanowień dotyczy nas i poprawy naszego komfortu, ale co jeśli byśmy zapytali Boga – Tato, a co byś chciał ode mnie w tym Nowym Roku? Co chciałbyś we mnie uleczyć, naprawić? Nad czym według Ciebie powinienem bardziej popracować, aby wzrastać w miłości do Ciebie?
Po zadaniu sobie tego pytania od razu przypomniało mi się, że w lato chciałem pojechać na górę św. Anny na rowerze. Można powiedzieć, że chciałem sobie zrobić taką rowerową pielgrzymkę. Dlaczego tego nie zrobiłem? Cóż, na pewno trochę przez stary, zgrzytając rower i w ogóle… Nie będę Was i siebie oszukiwać – nie chciało mi się (chociaż na prawdę w połowie wakacji rozleciał mi się rower ;)). Chciałem też pierwszy raz w życiu pójść na pielgrzymkę do Częstochowy, chociaż wizja spania u obcych ludzi mnie przeraża – cóż, taka moja introwertyczna natura. Chciałem pojechać na Wielbienie organizowane przez Ojca Szustaka z Ekipą, ale daleko, nie mam za bardzo wolnych środków i w ogóle…
Ciągle jakieś ALE, (ale) CHCĘ! Pomyślcie ile razy tylko „chcieliście” coś osiągnąć. Może warto w tym roku zamienić słowo „chcę” na „zrobię to”? Pomyślcie ile spraw, ile decyzji CHCIELIŚCIE podjąć, czy zrealizować przez ostatnie kilka lat i ile z nich faktycznie się udało? Powiadają, że chcieć to móc – i to jak najbardziej słuszna teza, jednak może w tym roku zaakcentujmy to „Chcę” i zróbmy to!
Skąd się biorą zniechęcenia? Dlaczego w wielu kwestiach pierwszeństwo przed spełnieniem marzeń ma to proste słowo „ale”? Moim zdaniem to nasz strach, a wiecie co się stanie gdy przestaniemy się bać i weźmiemy nasze życie za rogi? Nie będziemy mieli kogo obwiniać, bo każda decyzja będzie nasza. Grając w Wiedźmina uderzył mnie pewny cytat:
„Jeśli masz wątpliwości to rób to co podpowiada Ci instynkt. Nawet jeśli podpowie Ci źle i wpadniesz w g**no to wpadniesz w zgodzie z samym sobą„.
Może tak właśnie przeżyjmy ten rok. Nie patrzmy na wszystkie „ale” tylko odrzućmy strach. Mamy Wielkiego Boga, który pomoże nam pokonać każdą przeciwność. Zaufajmy mu bezgranicznie i przestańmy ciągle tłumaczyć się z każdego niepowodzenia. Mogłem w tym roku kogoś poznać, ALE skupiłem się na starych relacjach. Mogłem pojechać w góry, ALE bałem się samotnej wycieczki. Ci z Was, którzy obserwują mnie na instagramie pewnie zauważyli, że wybrałem się w samotną podróż pociągiem w celu zwiedzenia jarmarków Bożonarodzeniowych. Odważyłem się na to, a uwierzcie mi, miałem sporo „ALE” niemal na każdym etapie planowania podróży. Poprosiłem Boga o siłę, ba, powiedziałem mu – bez Ciebie nie jadę, jedziemy razem. Wyszedłem z tej „strefy komfortu” i spełniłem jedno z marzeń, które chciałem zrealizować. Wystarczy odrzucić to ALE – wiem, łatwo powiedzieć, ale (za dużo tego słowa w tym blogu ;)) skoro mi się udało, to jeżeli ktoś z Was się waha, lub ciągle widzi (eh, znowu) „ALE” to poproście Pana Boga, aby był z Wami w tych sytuacjach, które wymagają wykazania się odwagą.
Rowerowa pielgrzymka na św. Annę jest na szczycie moich wakacyjnych planów. Częstochowa w formie pieszej raczej odpada, ale chciałbym Mamę w tym roku na Jasnej Górze odwiedzić.
Często wydaje mi się, że Pan Bóg lubi się ze mną podroczyć. Rok temu Wielbienia były faktycznie spory kawałek ode mnie, ale 1. Lutego takie spotkanie odbędzie się w Gliwicach i to do tego jeszcze w obiekcie, który remontowałem kilka lat temu… Drogę znam na pamięć, ALE – właśnie, nie ma żadnego ALE. Trzeba wsiąść w auto i pojechać Chwalić naszego Pana Boga!
Czy może ktoś z Was też się wybiera?
Jeżeli będziecie widzieć młodego, przystojnego i wysportowanego chłopaka kręcącego się w kółko i nie wiedzącego gdzie iść – to pewnie nie będę ja, ale jak zobaczycie odwrotność opisu greckiego Adonisa to proszę, pokierujcie mnie w dobrą stronę. 😉
Chciałbym Wam życzyć, aby ten rok przyniósł Wam to, o co prosicie Boga od wielu lat. Życzę Wam, abyście jeszcze mocniej przylgnęli do Serca Pana Jezusa i oddali mu się całkowicie spędzając z nim każdy dzień tego roku. No i oczywiście życzę, aby było więcej zrealizowanych planów niż tylko tych, które „chcecie” zrealizować, ale… 😉
Pamiętajcie też o tym, aby w planach na najbliższe dwanaście miesięcy uwzględnić też to pytanie
– Boże, a Ty czego byś ode mnie oczekiwał?